Ostatnimi czasy nie czytam już tyle co kiedyś. Wynika to z braku czasu, jednak żeby była jasność. Nie porzuciłam całkowicie tego zajęcia. Dziś przedstawiam Wam kilka tytułów, które udało mi się przeczytać od początku roku. Dzięki temu, wpadłam na pomysł, że post tego typu będzie się pojawiał zawsze, kiedy skończę dziesiątą książkę. Nie wiem ile części uda mi się stworzyć do końca roku, ale wiem, że takie posty są potrzebne. Sama szukam po internecie rzetelnych opinii na temat niektórych tytułów, jednak bez skutku. Szkoda, że w internecie tak mało treści związanych z kulturą i sztuką. Tak więc do dzieła.
Oto moja dziesiątka z ostatnich miesięcy:
"Delfin w malinach" to książka będąca zbiorem artykułów, które ukazywały się na stronie dwutygodnik.com. Wybrano i przedstawiono w niej najciekawsze teksty różnych autorów, publikowanych w latach 2009-2017. Dodano też kilka nowych, stworzonych na potrzeby wydawnictwa. Łącznie 31 tekstów przedstawionych na 406 stronach. Robi wrażenie, prawda? Książka opowiada głównie o zmianach w polskiej sztuce, literaturze i filmie, które zadziały się na przestrzeni ostatniej dekady. (Choć tutaj dekada, to raczej umowne stwierdzenie.) Sporo miejsca poświęcono również polityce, jednak i tu, mamy wiele odniesień do kultury. Jest to świetna propozycja dla osób, które pragną dowiedzieć się czegoś więcej o trendach ostatnich lat, w wyżej wymienionych dziedzinach. Publikację czytało mi się bardzo dobrze, jednak muszę wspomnieć, że mnogość poruszanych w niej tematów jest dość spora. Na pewno nie wszystkie Was zainteresują, ale jeśli choć trochę interesujecie się polską kulturą, gwarantuję, że będziecie zadowoleni. Warto również wspomnieć, że nie jest to lektura łatwa i przyjemna. Jest mnóstwo nazwisk, miejsc, dat.. upraszczając, jest to zbiór prac naukowych, a te z założenia nie są
"Mit urody" to fenomenalna książka napisana przez amerykańską feministkę Naomi Wolf. Opowiada o tym, jak i dlaczego powstał mit urody, oraz jak presja idealnego wyglądu wpływa na kobiety. Naomi porównuje teraźniejszość z przeszłością. To książka o podwójnych standardach, ukazująca jaki wpływ na życie kobiet mają koncerny kosmetyczne, oraz przemysł produktów dietetycznych. To one swoimi działaniami sprawiają, że kobiety czują się zakompleksione, małowartościowe, nie doceniają siebie i często nie mogą sobie z tym przeświadczeniem poradzić w życiu. Książkę polecam WSZYSTKIM kobietom, niezależnie od wieku. Młode dziewczyny, dzięki niej mogą być bardziej świadome, oraz mogą uniknąć zachorowania na anoreksję czy bulimię, a dojrzalsze kobiety zrozumieją, że wbrew temu o czym zapewniają nas producenci, nie ma na świecie żadnego genialnego produktu, który jest w stanie powstrzymać proces starzenia. Kobieta w każdym wieku jest piękna i atrakcyjna i im szybciej to zrozumie, tym lepiej dla niej. Ważne, to zrozumieć siebie i czuć się dobrze we własnej skórze, a nie na siłę starać się być wieczną nastolatką. I żeby była
"Golden Hill" chciałam przeczytać już dawno temu. Nie wiem dlaczego tyle zwlekałam, ale wiem, że już dawno nie czytałam czegoś tak wspaniałego. Akcja rozgrywa się w XVIII-wiecznym Nowym Jorku. Wyobraźcie sobie niewielkie miasteczko, z kilkoma głównymi uliczkami. Do tego port, kilka tawern, restauracji i hotel. Taki zarys, dopiero rozwijającej się przyszłej metropolii. Brzmi nierealnie? A jednak. Taki był XVIII-wieczny Nowy Jork. Autor z wielkim rozmachem ukazuje rzeczywistość tamtych czasów. Choćby dla samych opisów warto sięgnąć po tę książkę. Sama fabuła wypełniona jest po brzegi akcją. Mamy tutaj zdrady, pościgi, tajemnice, miłości i tajemniczego pana Smitha - głównego bohatera, o iskrzącym się wzroku, szarmanckiego mężczyznę, w którym zakochałaby się nie jedna kobieta. Przyjeżdża do Nowego Jorku ze swoim sekretem, który konsekwentnie chroni. Powieść Francis'a Spufford'a dzięki fabule, genialnym opisom jak i językowi, pozwala cofność się w przeszłość. Do czasów wielkich miłości, przygód, awantur i odkrywania nieznanego. Do czasów, gdzie wszystko było możliwe. Szczerze polecam! To jak, kto się skusi na poznanie wielkiego sekretu pana Smitha? 10 na 10.
"Purezento" Joanny Bator to cudowna i ciepła lektura z Japonią w tle. I choć przygody głównej bohaterki, której imienia nie poznajemy, są dość przewidywalne, to jednak jest w nich coś przyciągającego. To opowieść o śmierci, żałobie, tęsknocie i odbudowywaniu życia. Trochę melancholijna, ale też nieskomplikowana i prosta historia, w której każdy znajdzie cząstkę siebie. Piękny język, subtelne opisy i porównania. Powieść przesiąknięta Japonią, więc jeśli interesujecie się kulturą tego kraju, to książka przypadnie Wam do gustu. Spokój, równowaga, miłość, dobroć - to określenia, które od razu przychodzą mi na myśl, jak tylko powracam we wspomnieniach do lektury. Zupełnie nie sugerujcie się poprzednimi książkami Joanny, ponieważ ta jest inna. Ciężka, czasem przytłaczająca proza, z którą autorka się kojarzy, odchodzi w tej lekturze w zapomnienie. Tutaj znalazłam wiele ciepła, małych mądrości i krzepiących historii. Polecam wszystkim, którzy mają w tej chwili ciężki okres w życiu. 8 na 10.
"Smak kwiatów pomarańczy" to świetna propozycja dla miłośników kuchni i jej powiązań z kulturą. Żałuję, że nie przeczytałam tej książki w tamtym roku, przed wyjazdem do Włoch. Jest to zbiór esejów i rozmów o włoskiej kulturze kulinarnej. Są świetne fragmenty mówiące o Rzymie czy Florencji, pełne zmysłowości, zapachów i smaku. W kontekście jedzenia opisywane są tutaj sztuka, architektura, muzyka oraz włoskie wspomnienia Tessy. Jedyne czego mi w tej pozycji tak naprawdę brakuje, to reprodukcji opisywanych obrazów. Warto sobie niektóre dzieła wygooglować podczas lektury, ponieważ większość z nich jest naprawdę świetna. Autorki słusznie zauważają, że gotowanie potrafi być męczące, niewdzięczne i nie każdy musi je kochać. Poruszają w swoich rozmowach również problem profesjonalnej kuchni, w której żądzą mężczyźni. Na szczęście jest już coraz więcej kobiet, które wspinają się po szczebelkach kulinarnej kariery, np. Flavia Borawska, która opowiada na łamach książki o swoim doświadczeniu zawodowym. Trzeba pamiętać, że kulturotwórcza rola gastronomii, to nie tylko produkty, z których przygotowujemy nasze
"Księżyc z Peweksu. O luksusie w PRL-u" to lektura, która całkowicie mnie pochłonęła. Jestem za młoda by pamiętać czasy PRL-u, jednak bardzo mnie one interesują. Staram się czytać wiele książek poświęconych tej tematyce, ale ta wyjątkowo mi się spodobała. Profesjonalne podejście autorki, dało owoc reportaży, w których na luksus w okresie komuny patrzy się przez pryzmat historyka, dziennikarza i socjologa w jednym. Aleksandra nie skupia się na rozumieniu luksusu tylko w sensie materialnym. Mamy luksus pewnych zawodów: górnicy, marynarze. Mamy luksus władzy: przydziały, bony, talony, ale też różne przywileje jak np. wczasy czy polowania. Są też peweksy i towary z zachodu kupowane za dolary. Spodobało mi się to, że autorka nie opisuje samych minusów tamtego okresu, ale potrafi także pokazać, że mimo braku towarów na półkach i ogromnych kolejek, czasy te miały również swoje plusy. Dla nas, wychowanych w czasach, gdzie za luksus uważamy torebkę za 15 tysięcy, rzeczy, które są bez problemu dostępne na co dzień, nie mają zbyt wielkiego znaczenia. Dla osób w czasie PRL-u, nawet papier toaletowy był luksusem. Książka świetnie pokazuje jak długą drogę
"Język miast" to najsłabsza książka z opisywanych tutaj tytułów. Nie stronię od książek, które przekazują konkretną dawkę wiedzy i zawierają dużo informacji, ale ta lektura była wyjątkowo nużąca. Ilość podawanych po sobie informacji jest ogromna, nie sposób spamiętać cokolwiek. Wszystko się miesza, a sama treść wypada nieco bardziej encyklopedycznie niż popularno naukowo. A szkoda, ponieważ tematy i poszczególne zagadnienia są naprawdę dobrze dobrane, lecz zostały przyćmione przez zbyt sztywną formę. Widać, że wiedza autora jest ogromna, a dane rzetelnie sprawdzone. Autor opowiada o budowie miast, ich pochodzeniu, nazwie, architekturze i ludziach w nich mieszkających. Porusza kwestie społeczne i ekonomiczne. Wyjaśnia wpływ polityki na wielkość i kształt miast. Mimo wszystko lekturę zaliczam do udanych, ponieważ dowiedziałam się wiele ciekawostek, o których wcześniej nie miałam pojęcia. Nie była to jednak pozycja, od której nie mogłam się oderwać. Pod koniec byłam nawet lekko zmęczona. Myślę, że dla osób, które książki na temat aglomeracji miejskich pochłaniają na co dzień, ta książka jest zbędna. Dla laika takiego jak ja, myślę, że mimo wszystko warto. 6 na 10.
"Buszujący w zbożu" to lektura szkolna, której nigdy nie przeczytałam. W sumie nie ma się co chwalić, ale w ogóle mało lektur czytałam. Na szczęście poszłam po rozum do głowy i postanowiłam nadrobić zaległości. Książka uznawana jest za kultową. Czytałam wiele opinii na jej temat, ale były tak różne, że postanowiłam przekonać się na własnej skórze, o co tyle szumu. Głównym bohaterem powieści jest Holden Caulfield, szesnastolatek, który pewnego dnia postanowił opuścić prywatne liceum w Agerstown. Zanim wróci do domu, postanawia dać czas swoim rodzicom na oswojenie się z tą decyzją, i udaje się do hotelu na kilka dni. Zaczyna wieść życie wolne od problemów i wszelkich trosk. Może się wydawać, że Holden jest nieodpowiedzialny, jednak, pod tą wierzchnią maską wyłania się postać inteligentnego, przepełnionego własnymi refleksjami chłopca, który potrafi trafnie wyciągać wnioski z obserwacji. Może się wydawać, że jest aroganckim buntownikiem, który nie potrafi nic innego, tylko narzekać. Moim zdaniem jest samotnym, zagubionym, przepełnionym pesymizmem człowiekiem, który nie zgadza się na to, w jakim miejscu się znalazł. "Buszujący w zbożu"
"Moda: model(ka) i czytelnicy" to prawdziwa perełka na rynku modowych propozycji. Głównym tematem książki jest pytanie o to, jak działa branża mody, jej mechanizm i uczestnicy. Zdaniem redaktorów, odpowiedź na to pytanie jest kluczowa, by móc zrozumieć istotę mody. Autorzy stworzyli teksty, które bardzo skrupulatnie, analitycznie i uważnie opisują mechanizmy tej branży. "Wskazują na ścisłą relację pomiędzy modą jako fenomenem kulturowym, a modelem jako kulturowym wzorcem poznawczym." Moda na dobre stała się terenem badań uniwersyteckich, a jej rozważania stają się dostępne dla coraz szerszej publiczności. Jeśli interesuje Was moda w kontekście społecznym, oraz chcecie poznać teksty zagranicznych autorów, w których zawarli oni swoje przemyślenia, to książka jest dla Was. Ja już dawno nie czytałam tak ambitnej i dokładnie napisanej publikacji na temat branży modowej. 10 na 10!
"Obywatel Coke" to bardzo ciekawa książka o jednej z najbardziej rozpoznawalnych firm świata. Autor opowiada nam o Coca-Coli jako produkcie, ale także o wszystkim co z nią związane. O pomyśle, koncernie, marketingu, składzie oraz prawdach i mitach, które powstały na jej temat przez kolejne dekady. Jest to fajna podróż w czasie, zwłaszcza, że Coca-Cola istnieje już ponad 100 lat (!). Książka perfekcyjnie pokazuje, że tak wielkie korporacje, nie są w stanie istnieć bez wsparcia parasola państwowego. Nie jest tajemnicą, że pieniądz rządzi światem. A wielkie firmy fenomenalnie opanowały jego zarabianie. Mało kto wie, że Coca-Cola jest prekursorem outsourcingu, czyli zlecania działań innym firmom. I choć dziś jest to powszechnie znane i stosowane, w latach 80-tych była to zupełna nowość. Muszę też zaznaczyć, że w książce zamieszczone są ogromne ilości danych, które momentami mogą przytłaczać. Nie powinno to jednak zniechęcać do lektury. Wiele tutaj ciekawostek, a treść mimo natłoku informacji, przekazana jest w przyjemny sposób. Aby jeszcze bardziej zachęcić Was do lektury, przytoczę jedną z ciekawostek: "W połowie XX wieku Coca-Cola była
Brak komentarzy
Prześlij komentarz